Lucyna była ostoją. Anka od małego pamiętała, że to właśnie ryba pilnowała w domu najważniejszych książek. Tych mądrych, wyeksponowanych, w grubych oprawach. Wystawionych na widok publiczny po to, by przychodzące do matki na kawę koleżanki nie miały wątpliwości, że w tym domu się czyta. Nie jakieś romansidła, tylko książki ważne, dające wiedzę, pozwalające na obycie w świecie. Nawet jeśli były to tylko podróże palcem po mapie.
Anna nie pamięta dlaczego rybę ochrzczono Lucyną, ale to imię przylgnęło i pasowało jak ulał. Ponieważ lata Anki młodości przypadały na czas przed-internetowy, kiedy szukała jakiejś informacji do szkoły: daty ważnego wydarzenia, poprawnej pisowni słowa, sąsiadów graniczących ze Szwecją, czy znaczenia jakiegoś wyrazu, matka pytała zawsze: „A sprawdzałaś u Lucyny?”. Ryba bowiem pilnowała encyklopedii, atlasów i słowników. Nie wyszukiwała co prawda informacji, więc nie była tak sprytna jak Google, ale z pewnością miała przyjemniejszą aparycję. Matka zwykła nawiązywać do niej także w innych kontekstach. Anka dorastała i nie w głowie były jej już szkolne zadania z matmy, fizy, gegry i polaka. Bardziej przejmowała się tym, czy aby na pewno zwędzona z matki torebki czerwona szminka pasuje do trampek otrzymanych w paczce od ciotki z mitycznych stanów.
Razu pewnego matka przydybała ją przed wyjściem z domu i wrzasnęła: „A coś ty się tak na Lucynę zrobiła?!”. Ania - a właściwie już Anna - miała usta tak krwistoczerwone i wymalowane na połowie twarzy, że wyglądała wypisz – wymaluj jak kuriozalna domowa podpórka do książek. Efektu dopełniały policzki zaróżowione nieudolnie, zaświadczające, że dziewczyna dopiero raczkuje w temacie makijażu. Stare dzieje wspominane z rozrzewnieniem. Teraz ryba nieodzownie kojarzy się Ance z młodością. Zdobywaniem wiedzy, wybrykami, którym porcelanowe straszydełko przyglądało się, jak to ryby mają w zwyczaju – niemo, spoglądając bezkrytycznie z półki z książkami. Niedawno w sieci dokupiła drugą do kompletu. Lucyna ma w końcu towarzyszkę. Kto wie, może nawet zaczną plotkować, odzywając się do siebie wbrew w obiegowej opinii, że ryby głosu nie mają? Te konkretne stale przebywają wśród książek, zapewne są nad wyraz mądre!